sobota, 17 września 2011

Clint Mansell - First Snow

Zima nie pojawi się szybko, bo czekam na nią zbyt niecierpliwie. A właściwie, czekam tylko na substytut. Przejdę powoli przez jesień, by potem stanąć i styczniem zamarzać przed Twoją dawną klatką schodową. Palić jedną za drugą. A każda noc będzie usiana błyskaniem śniegu, na który patrzyłyśmy przez tamto okno, które widuję dziś co jakiś czas. I nie mogę uwierzyć, że były dnie, wieczory, noce i poranki gdy moje ciało spoczywało wewnątrz Ciebie, za tą samą szybą łapiącą nasze waniliowe oddechy. Za tą szybą parowały łzy i ślina schła na naszych ustach niespokojnych. Dotykam swoich rąk, myśli, które zdołano niegdyś pokochać mimo zanurzenia w autodestrukcji.
Nie rozpamiętuję. Próbuję tylko przypomnieć sobie dokładniej ten moment życia, którego gwałtownie zabrakło i nie dany mi będzie nigdy już, mimo wielu istniejących zalążków. Chyba tylko dlatego, że tak głęboko się weń wtopiłam, zbyt głęboko i bezpiecznie.

Wiele chaosu było wtedy w Nas.


                                                                                                                                   

Dzisiejszy kieliszek wina dedykuję Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi.

czwartek, 15 września 2011

*

kocham tych wszystkich, którzy nie wiedzą jak żyć i idą na dno,
albowiem tylko oni ostatecznie wypłyną na powierzchnię.

niedziela, 11 września 2011

słabo mi.

prawie nic dziś nie zjadłam.
burza.
chyba jesień, chyba czuję.
i pokoik jej maleńki zimą.
tabletki, oczy,
pro anorektyczne zakupy,
metkat, cygaretki waniliowe,
stare francuskie filmy, owsianka,
książki, włosy blond.
dziś nie rozmawia ze mną, bo nie ma ochoty.
bo człowiek potrafi ulec nagłemu ozdrowieniu. przemianie. wysuszeniu myśli z krwi. potrafi na miejscu wczorajszej codzienności ustawić wczorajszą prześmiewczość jako jutrzejszą mądrość.
i potrafi (ze mnie? nie. to ja pozwalam z siebie) wywlec wszelaką różnorodność wieczoru utopioną w plastikowym kubku z empiku. wycisnąć do cna jak szmatę i wytrzeć sobie usta aby potem wypowiadać nimi dopiero co poznane słowa.
ale właściwie szanuję to, nie mam innego wyjścia.

a każdy kolejny podobny stan rzeczy zamiast boleć sprawia, że negocjuję pomiędzy nieumiejętnością tęsknoty a wypaczeniem uczuciowym.

sobota, 10 września 2011

*

myślę, że dopiero zaczynam płakać.



myjesz ręce.